Kot niniejszego bloga ze zdumieniem przygląda się awanturze o finanse Kościoła Rzymskiego w Polsce. Otóż, ekonomowie kościelni wpadli na pomysł, by zamiast funduszu kościelnego pojawił się, znany już z ustawy o działalności pożytku publicznego, odpis 1% podatku na rzecz lubianego przez podatnika związku wyznaniowego.
Reakcja Rewolucji była natychmiastowa - katabasy chcą sobie kabzy napchać groszem polskiego podatnika. I to pewnie jeszcze kosztem sierotek z hospicjów (to poseł, któremu się wydawało, że to o 1% na OPP chodzi). Astronomiczne kwoty pójdą na pasibrzuchów w sutannach (to poseł, który założył, że 100 % podatników wesprze Kościół Katolicki). W ogóle, rozbój na równej drodze. Itp, Itd. Kto ciekaw - wygoogla.
Sęk w tym (jaki sęk?), że Rewolucjoniści wszelkich tęcz, kolorów i odcieni nie dostrzegli, że pomysł biskupów jest w istocie samobójem. Strzałem w stopę. Intelektualną wersją "friendly fire," a dochody z 1% mogą być znacznie niższe, niż się kościelnym planistom wydaje. Dlaczego? Otóż, jakieś 30% narodu żyje z uprawy roli. I są to w większości wierzący katolicy. Tyle, że te 30% o podatku dochodowym słyszało tylko w TV. Rolnicy go nie płacą. Płacą zryczałtowany podatek rolny, równowartość iluś tam kwintali żyta z hektara przeliczeniowego na rok. Dochodowy płacą mieszczuchy, te zaś, z lenistwa albo czystej złośliwości, żeby "dowalić czarnym" niekoniecznie stosowne oświadczenie przy wypełnianiu PIT-a złożą. Albo zapomną, albo co.
Gdyby kocisko było twardym antyklerykałem, poparłoby inicjatywę biskupów. Wszystkimi czterema łapami. A potem tylko spokojnie czekało na efekt...
Miau!
Komentarze