kot-bloga kot-bloga
801
BLOG

Nauka w kraju postkolonialnym

kot-bloga kot-bloga Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

US News and World Report opublikował własny ranking najlepszych uniwersytetów świata (TUTAJ), będący w zasadzie kompilacją innych rankingów. Jak w światowej gonitwie wypada Polska? Otóż w ogonie listy zmieścił się JEDEN polski uniwersytet - UJ (#393). Reszty - niet. Wyprzedził nas o lata świetlne Uniwersytet Karola (#276) nie mówiąc już o tworzonym praktycznie od zera w 1990 r. uniwersytecie Humboldta (#132), a nawet American University in Beirut( #300), o którym pewnie poza pracownikami mało kto słyszał.

Jeśli ktoś u nas US News czyta, zaraz podniesie larum jacy to my jesteśmy fatalni na tle. Może i jesteśmy, ale też mamy kilkadziesiąt lat opóźnienia w stosunku do reszty świata, a trzon intelektualny uniwersytetów budujemy praktycznie od zera. Dwa totalitaryzmy zadbały o to, żeby wyrżnąć lub wdeptać w podłogę niemal trzy pokolenia ludzi przynależących do warstw społecznych, z których zwykle rekrutowali się uczeni, a których członkowie mieli ukształtowane poczucie odpowiedzialności za kraj. Jest co nadrabiać i  jest to zadanie na lata.

Nowa elita intelektu (nie jest to określenie pejoratywne) pochodząca z awansu społecznego nie jest w stanie zastąpić tego, co zostało być może już bezpowrotnie utracone. I nie jest to jej wina. Najpierw kształcono ich jako "ludzi nowego wzoru" - specjalistów wyznających jedynie słuszny światopogląd i nie widzących dalej własnego nosa, potem jako "knowledge workers," jak ładnie Drucker nazwał intelektualny proletariat.

Awans społeczny w nauce nie jest niczym dziwnym. Wielcy uczeni pochodzili tak z arystokracji, jak i od chłopów pańszczyźnianych. Tylko tych z awansu było mniej i mieli gotowe wzorce postaw i zachowań do naśladowania. Teraz proporcje są odwrócone, bo ludzie zachowujący choćby minimalne formy towarzyskie są w mniejszości. O poczuciu odpowiedzialności za kraj nawet nie wspomnę. Nie ma od kogo się uczyć.

W konsekwencji wiedza i umiejętności zdawałoby się naturalne dla uczonego - ogólna ogłada, oczytanie, znajomość języków zanikły. Pozostały języki, których znajomość  urasta do rangi "burżuazyjnego szlachectwa," niezwykłej cechy wyróżniającej z tłumu.

Wydawałoby się, że próba reformy tego stanu rzeczy winna być zakrojona na pokolenie. Jej kształt - to temat na osobną notkę. Na razie jednak dostaliśmy ekspresową reformę z założeniem "za 10 lat 10 uniwerków w pierwszej 10 rankingów światowych." Do tej reformy zabrano się tak, jak może się zabrać urzędnik który wie co to jest sprawozdawczość wspierany przez uczonego ignoranta, którego wyobrażenia o uprawianiu nauki sprowadzają się do tego, co wyniósł z paru rozmów z kolegami przy piwie.

Co wyszło - wskaźnikowa ocena jakości pracy. Czyli: nie ważne, co publikujesz, ale gdzie i jak toto nazwiesz. W dopasowywaniu się do wskaźników osiągnęliśmy mistrzowstwo i niedługo będziemy nadawać doktoraty w tym zakresie. Monografia - x pkt, rozdział - x1 pkt, artykuł w czasopiśmie z grupy A z pkt, B z1 pkt. Muszą w dodatku mieć odpowiedni rozmiar - tu 10 arkuszy, tam 1, gdzie indziej 0,5. Publikować najlepiej po angielsku.

Co nam zginęło w tej wyliczance? JAKOŚĆ. Nikogo nie obchodzi, że mogę napisać 1 dobry artykuł, z którego będzie jakiś pożytek, albo spędzić 2 lata na pisaniu monografii o czymś ciekawym. Dla mojego szefa liczy się LICZBA PUNKTÓW zarobionych dla wydziału. Ten sam wskaźnik liczy się dla ministra nauki i recenzenta oceniającego dorobek. Zatem, jak napiszę 4 punktowane przyczynki będę lepszym uczonym, niż kolega, który napisał 1 dobry artykuł. I to ja a nie on dostanę premię i podwyżkę i to mój dorobek będzie formalnie lepszy. Jeśli jeszcze będę pisał po angielsku, to już w ogóle geniusz jestem.

Że się naukę w wielu dziedzinach uprawia w językach narodowych? Phi, to przecież bez znaczenia. Jak można być tak zaściankowym, żeby o prawie, historii czy literaturze pisać po polsku. "Cały świat," który z radością naśladujemy, pisze tylko po angielsku.

Jeśli minister Nauki będzie konsekwentnie wprowadzał tak rozumianą reformę, zrobi co następuje:

  1. zakaże używania języka polskiego na uczelniach. Całość badań i dydaktyki powinna odbywać się po angielsku, jak w Oksfordzie.
  2. zamknie wydziały, których pracownicy nie publikują po angielsku w czasopismach z LF i IF (historia, polonistyka, prawo, teologia, filozofia i  inne takie bzdety)
  3. resztówkę pozostałą po kroku 2 przeniesie się na etaty dydaktyczne
  4. ocena jakości uprawiania nauki będzie zależna wyłącznie od liczby publikacji, miejsca publikacji i języka publikacji (inny niż angielski =0)
  5. zatrudnimy na etacie profesorskim każdego, kto zrobił doktorat za granicą i przez parę lat kierował projektem badawczym. Te kwalifikacje wystarczają bowiem na "całym świecie" do zatrudnienia na stanowisku profesorskim

I wskaźniki będziemy mieć, że HO HO. Że to bez sensu wszystko? No owszem, ale za to jak ładnie będzie wyglądać w sprawodzaniu...

 

post scriptum

W charakterze dodatku - linkdo rozporządzenia w sprawie postępowania w przewodach doktorskich, habilitacyjnych itd. W stosunku do tego, co było zmienił się jeden mały drobiazg. Kiedyś kandydat do stopnia lub tytułu musiał dołączyć kopie swoich najważniejszych publikacji. Teraz tego obowiązku nie ma. Dostarcza tylko spis osiągnięć, a recenzent będzie szybko i sprawnie oceniał dorobek wyłącznie po tytułach publikacji.

Tytułem wyjaśnienia: wiem, że recenzent może pójść do biblioteki i odszukać Acta Universitatis Pipidówkiensis, w których publikował kandydat, ale to dużo czasu zajmuje, a zgodnie z ustawą ma obowiązek wykonać recenzję w tempie stachanowskim.

kot-bloga
O mnie kot-bloga

Wściekły (trzeci, nie uwzględniony przez Schrödingera stan, w którym może być kot z wiadomego eksperymentu)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie